Po bardzo dramatycznych informacjach, które w ostatnim czasie docierały do opinii publicznej z różnych źródeł, na temat realnego zagrożenia naszego państwa inwazją wojsk rosyjskich, idzie ku lepszemu. Możemy odetchnąć z ulgą. Nasz nieoceniony sojusznik zza oceanu postanowił zaopatrzyć sprzedane nam kilka lat temu i dotąd praktycznie bezbronne samoloty F - 16, w 40 typowo ofensywnych pocisków powietrze ziemia AGM- 158A, o zasięgu 370 km, i masie konwencjonalnej głowicy 500kg.
Już wkrótce 40 (z 48 zakupionych) naszych myśliwców będzie mogło z okolic Białegostoku, nie przekraczając polskiej granicy, „pogonić kota” nawet samemu Łukaszence w białoruskim Mińsku.
Przyjemność szachowania tego satrapy będzie kosztowała, co prawda, ponad półtora miliarda złotych, a znając nasze zdolności negocjacyjne, pewnie trochę więcej, ale dla samej satysfakcji warto zdobyć się na kilka wyrzeczeń i kupić te pociski. W końcu po co nam nieuzbrojone samoloty bez prawdziwych ofensywnych rakiet.
Kongres USA nie chciał niestety udzielić żadnej zniżki, za nasze zaangażowanie wojskowe w amerykańskich misjach, twierdząc, że za ćwiczenia poligonowe też trzeba płacić. Za to udzielił specjalnej zgody na sprzedaż. Wiadomo, że im więcej biurokracji i celebry, tym wartość towaru rośnie.
Minister T. Siemoniak jest bardzo zadowolony z zakupu i stwierdził, że „będzie to bardzo istotne wzmocnienie naszych F-16”. Skoro wcześniej samoloty były nie groźne dla poważnych celów naziemnych, to trudno odmówić mu racji.
Jeszcze bardziej kontent z kontraktu był ambasador USA w Polsce, - Stephen Mull, który powiedział, że nowe uzbrojenie „pomoże wzmocnić zdolności reagowania na bieżące i przyszłe zagrożenia ze strony wroga”. Ciekawe jaką pan ambasador ma wizję obrony naszego państwa za pomocą 40-to milionowych (zł), półtonowych pocisków konwencjonalnych. Chyba przyśnił mu się sen o polowaniu na Saddama Husajna w Bagdadzie.
Najwięcej jednak powodów do radości mogą mieć akcjonariusze firmy Lockheed Martin, która jest producentem pocisku, bo nie jest dziś łatwo opchnąć pół tony trotylu nawet w ładnym opakowaniu za 40 milionów złotych.
Fachowcom z MON radziłbym sprawdzić termin przydatności do użycia, bo może się zdarzyć, że nigdy nie zostaną zastosowane, a to nie złoto i długie przechowywanie wartości pociskom nie przysporzy. Chociaż nie ma się czym martwić, - na taką okoliczność Amerykanie wymyślą nam jakąś specjalną misję antyterrorystyczną. A może już wymyślili. Jeszcze tylko okręty podwodne, parę dronów i nikt nam nie podskoczy.
Komentarze